Bliżej Świata: Chiang Mai

19 listopada 2017 19:00
1 komentarz
Dawna stolica królestwa Lanna to brama do zupełnie innej Tajlandii niż ta znana z Phuketu czy Koh Samui. W Chiang Mai jest inna kultura, kuchnia, a nawet język. Choć są tu też miejsca zepsute massturystyką, to wciąż najbardziej autentyczne z dużych tajskich miast.
Reklama
Chiang Mai to miasto nietypowe, niezbyt wpisujące się w stereotyp. Trudno o nim powiedzieć, by było nieznane turystom - jest wyróżnione w każdym przewodniku po Tajlandii czy Azji Południowo-Wschodniej. A jednak zupełnie nie wiąże się z typowym obrazem tego kraju - jest daleko od morza, zamiast ulic pełnych barów ze striptizem ma kawiarnie, galerie i muzea, a do tego bywa tu chłodno.


Turyści, którzy odwiedzają Chiang Mai, też są inni. Jest wprawdzie dzielnica na wschód od starego miasta, gdzie są seks-bary, tanie hostele i kiczowate pijalnie alkoholu, ale to mniejszość. Tu nie przyjeżdża się imprezować czy opalać. Jest za to wielu farangów (ludzi z Zachodu), którzy uczą się tu na kursach jogi, masażu, studiują na dobrym uniwersytecie, są wolontariuszami w organizacjach pozarządowych pracujących z migrantami czy chroniących zwierzęta, a wreszcie - pracują stąd zdalnie, często przez wiele lat.

Do tego Chiang Mai jest daleko od centrum kraju. Chyba nie warto na siłę wciskać tego miasta do planu dwutygodniowej podróży po Tajlandii - lepiej zarezerwować na północ kraju dłuższe wakacje i po prostu tu pobyć, chłonąc te specyficzną atmosferę.

Święte miasto wewnątrz fosy

Chiang Mai to czwarte co do wielkości miasto w Tajlandii i dawna stolica Królestwa Lanna, podbitego przez Syjam (dzisiejszą Tajlandię) pod koniec XVIII w. Północna kultura znacznie różni się od dominującej w Tajlandii kultury syjamskiej. M.in. inaczej wyglądają tu świątynie i zwyczaje buddyjskie - a Chiang Mai to doskonałe miejsce do ich obserwacji. W samym mieście znajduje się ok. 300 świątyń, a kolejne dziesiątki są w bliskim sąsiedztwie. O największych z nich pisaliśmy już w cyklu "5 zdjęć z...".


Zwiedzanie Chiang Mai ułatwia specyficzny plan tego miasta. Stare, pełne świątyń centrum znajduje się wewnątrz fosy o planie idealnego kwadratu o boku 1,6 km. Nazwa "stare miasto" niezbyt tu pasuje, bo w Tajlandii pojęcie koncepcji architektonicznej czy planu zagospodarowania przestrzennego dopiero teraz zaczyna funkcjonować - centrum Chiang Mai jest więc zabudowane nowoczesnymi hotelami i kramami, a także wieloma domami, tworząc typowy dla tego kraju chaos urbanistyczny. Mimo to niemal gdzie się tu nie obejrzeć, da się dostrzec jakąś kilkusetletnią świątynię lub budynek użyteczności publicznej.


Najważniejszym punktem wizyty większości turystów są dwie największe świątynie w centrum Chiang Mai: Wat Phra Singh i Wat Chedi Luang. Aby wejść do nich należy wykupić bilet za 100 bahtów (ok. 11 zł) i zmierzyć się z tłumem zorganizowanych wycieczek przeważnie chińskich turystów.


Z architekturą buddyjskich świątyń można się jednak na spokojnie zapoznać w licznych mniejszych świątyniach. To też dobre miejsca, bo podejrzeć codzienne życie mnichów czy, jeśli uda trafić się na takiego, który choć trochę mówi po angielsku, dowiedzieć się czegoś o filozofii buddyjskiej. Mniejsze świątynie w centrum Chiang Mai nawet w weekendy i wieczorami są puste, więc tam dużo łatwiej o spokój i warunki do głębokiej medytacji. Do najciekawszych mniejszych świątyń należą Wat Phan Tao (położona tuż obok Wat Chedi Luang), Wat Duang Dee (bardzo ciekawa architektonicznie z uwagi na liczne zdobienia nawiązujące do obecnej dawniej na tym terenie kultury hinduskiej) oraz Wat Inthakin zbudowana z czarnego drewna.


Tuż obok tej ostatniej znajduje się centralny plac starego miasta Chiang Mai. Znajduje się na nim pomnik Trzech Królów, Centrum Kultury Chiang Mai oraz lokalne Muzeum Życia Ludowego. W tym miejscu można wiele dowiedzieć się o tym, jak wyglądało życie w królestwie Lanna.


Zachodnia część starego miasta jest nieco mniej skomercjalizowana. Znajduje się tu spory nieużytek po dawnym więzieniu dla kobiet, dziś ulubione miejsce eksploracji urbex. W tej części, bliżej fosy, znajduje się też sporo butikowych hoteli, dobrych restauracji z kuchnią zachodnią - choć pad thai czy tajskie curry to jedne z najsmaczniejszych potraw na świecie, ekspaci po paru tygodniach w Chiang Mai zaczynają doceniać dobrą pizzę czy stek - oraz kawiarni. Szczególnie warta polecenia jest Rakuda, kawiarnia połączona z niezależną galerią i warsztatem fotograficznym.


Centralną ulicą przecinającą stare miasto ze wschodu na zachód jest Rachadamnoen Road. W niedziele ulica jest zamykana dla ruchu i zamienia się w "walking street market". Czyli jest po prostu zastawiana kramami, na których można kupić wszystko od ulubionych przez backpackerów elephant pants, czyli bawełniach szarawarów ze wzorem słoni, przez lokalne rękodzieła po tandetne plastikowe pamiątki. Nie brakuje też oczywiście ulicznych garkuchni, bo wszędzie tam, gdzie są Tajowie, musi być też nadmiar street foodu. Warto to miejsce odwiedzić, choć obiektywnie znacznie mniej zatłoczony jest sobotni walking street market na Wua Lai Road na południe od fosy.

Nowe centrum ekspatów

Rachadamnoen Road na wschodzie kończy się bramą Tha Phae, za którą zaczyna się dzielnica massturystyki. Ulica Loi Kroh to chiangmaiski odpowiednik Patpongu - pełno tu seks-barów, klubów i hoteli. Nad rzeką Ping z kolei mieszczą się lepsze hotele (takie jak Ping Nakara) i restauracje. Ale farangowie, którzy mieszkają w Chiang Mai na dłużej, rzadko bywają w tej części miasta.


Oni stacjonują najczęściej po zupełnie przeciwnej stronie starego miasta, wokół ulicy Nimmanahaeminda, w skrócie zwanej Nimman. Jeszcze kilka lat temu była to tania dzielnica dla studentów pobliskiego uniwersytetu, ale potem w błyskawicznym tempie zaczęły wyrastać tu kawiarnie, sklepy i apartamentowce. Dziś na soiach, czyli przeczniczach między Nimmanem a równoległą ulicą Siri Mangkalajarn momentami łatwo zapomnieć, że to wciąż Tajlandia. Pełno tu bowiem międzynarodowych restauracji, a angielski jest równie powszechny co tajski (a w tym kraju to rzadkość).

W okolicach Nimman nie ma żadnych zabytków ani świątyń, bo to nie o to chodzi w tej części miasta. Tu żyje zeuropeizowana dusza Chiang Mai.

Jeszcze dalej na zachód od Nimman znajduje się uniwersytet. W porównaniu z europejskimi zabytkowymi uczelniami, ta w Chiang Mai to zespół raczej bezkształtnych bloków. Ale kampus uniwersytetu i tak warto odwiedzić - znajduje się na nim piękne jezioro z rzadko uczęszczanymi ścieżkami wokół i mostami przez wodę. To doskonałe miejsce na jogging. Trzeba się jednak liczyć z licznymi wycieczkami chińskich turystów - nad uniwersyteckim jeziorem nakręcono kilka scen jednego z chińskich hitów filmowych i od tego czasu miejsce to stało się powszechnie znane.


W tej części miasta warto odwiedzić świątynię Wat Suan Dok. W tym liczącym 650 lat kompleksie znajduje się m.in. mauzoleum władców Chiang Mai. Białe, wapienne pomniki zgrupowane obok głównej świątyni prezentują się najlepiej w świetle zachodzącego słońca.

W masywie Doi Suthep

Spod bramy uniwersytetu odjeżdżają songthaew, czyli tajskie odpowiedniki marszrutek (regularnie kursujące zbiorowe busiki rozwożące pasażerów za kilkanaście bahtów po mniej więcej ustalonej trasie) w kierunku Doi Suthep.


Ta góra, w cieniu której leży całe Chiang Mai, wznosi się na wysokość 1676 m n.p.m., czyli ponad 1300 metrów nad samym miastem i całkowicie nad nim dominuje. Widać ją niemal z każdej ulicy - w okresie wypalania traw w marcu i kwietniu po stopniu widoczności góry ocenia się poziom zanieczyszczenia powietrza. Kilkunastokilometrowy podjazd ulicą Khruby Sriwichaia, mnicha i bohatera walki o autonomię północnej Tajlandii, rozpoczynający się obok chiangmaiskiego zoo (gdzie można zobaczyć m.in. pandy, jeśli ktoś lubi oglądać uwięzione zwierzęta) to ruchliwa szosa pełna trenujących na podjeździe kolarzy, taksówek i skuterów.


Po drodze do góry warto zatrzymać się przy niewielkiej i bardzo urokliwej świątyni Wat Phra Lat, gdzie od dawna nie ma mnichów, ale wciąż są zadbane kolorowe malowidła.


Kilka kilometrów dalej, przy ostrym zakręcie drogi, zbudowano punkt widokowy, z którego doskonale widać całe Chiang Mai. W kilku miejscach od trasy można odbić, aby dotrzeć do licznych wodospadów w masywie Doi Suthep.


Samą świątynie Wat Phrathat Doi Suthep opisywaliśmy już w cyklu "5 zdjęć...". Do przybytku wchodzi po 309 schodach, przy których poręcze to mocno ornamentowane rzeźby wielkich smoków naga. W świątyni największe wrażenie robi złota stupa podświetlana po zmroku, ale warto spędzić tu nawet kilka godzin i uważnie przyjrzeć się tysiącom mniejszych rzeźb, stup i chedi. Kilka razy w ciągu dnia odbywają się medytacje, w których każdy może wziąć udział. Choć to turystyczne i często zatłoczone miejsce, wielu Tajów i ekspatów nadal przyjeżdża tutaj tylko na modlitwę lub rozmyślania.


Stragany otaczające Wat Phrathat Doi Suthep absolutnie należy ominąć, bo to przedrożona świątynia kiczu, ale warto pojechać dalej w kierunku szczytu. Sama góra Doi Suthep jest pełna oznakowanych szlaków do trekkingu - większość tras można przejść w ciągu jednego dnia. Ale nie brakuje na niej też atrakcji dla zmotoryzowanych. Zaledwie kilka kilometrów za świątynią znajduje się pałac Bhuping, jedna z rezydencji tajskiej rodziny królewskiej. Szczególnie to miejsce upodobała sobie nieżyjąca już poprzednia królowa, Sirikit, choć lubi je też jej syn i obecny król, Vajiralongkorn. Gdy monarchy nie ma w Chiang Mai (a na co dzień mieszka w Niemczech, więc tu bywa rzadko), pałac Bhuping można zwiedzać.


Jeszcze dalej, gdzie jakość drogi jest już znacznie gorsza, znajdują się rzadziej odwiedzane, a nie mniej atrakcyjne miejsca - szczególnie warto odwiedzić wioski górskiego ludu Hmongów. Na Google Maps oznaczona jest jedna, pełna turystów. Dużo bardziej autentycznym przeżyciem jest pojechanie wgłąb lasu, obok punktu widokowego Doi Pui i upraw badawczych uniwersytetu Chiang Mai. W tej ukrytej i bardzo rzadko odwiedzanej wiosce można wypić doskonałą kawę parzoną z lokalnie uprawianych ziaren czy kupić truskawki prosto z krzaka. Co więcej, płacąc Hmongom w tej wiosce mamy pewność, że środki nie trafiają do żadnego turystycznego pośrednika, tylko bezpośrednio do traktowanych po macoszemu przez władze Tajlandii tubylców.


W masywie Doi Suthep warto też zwiedzić ogród botaniczny im. królowej Sirikit ze świetną trasą spacerową w koronach drzew czy kaskadowe wodospady Mae Sa, w których (przy odpowiedniej tolerancji na lodowatą wodę) można się swobodnie kąpać. Dojazd do tych miejsc prowadzi jednak od północnej strony masywu, od strony miejscowości Mae Rim. Drogą prowadząca do ogrodów botanicznych można zresztą pojechać dalej i w ciągu ok. pół dnia objechać cały Doi Suthep, wracając do Chiang Mai od południowej strony miasta.


Wokół Doi Suthep znajduje się też wiele atrakcji przeznaczonych dla turystów - farmy węży, orchidei, obozy słoni czy targowiska rzekomo autentycznych rękodzieł. Trzeba mieć świadomość, że większość tych miejsc jest prowadzona przez konglomeraty turystyczne i opiera się na eksploatacji zwierząt czy fałszowaniu rękodzieł. Oczywiście, da się znaleźć odpowiedzialnych właścicieli, którzy szanują przyrodę oraz ludzi i autentycznie starają się pomóc słoniom czy przekazują zyski mniejszościom etnicznym. Jednak wybranie takich miejsc wymaga dużo uwagi.

Kawa, pad thai i masaże

Chiang Mai nie byłoby tak doskonałym miejscem do życia, gdyby nie atmosfera tajskiego dolce vita. W dużej mierze odpowiada za nią doskonała kuchnia i wolne tempo życia, a dodatkowym relaksem są najlepsze w Tajlandii ośrodki masażu (to nie eufemizm na seks-turystykę, co np. w Bangkoku nie jest oczywiste) i liczne kursy jogi. Choć trzeba przyznać, że w sensie dosłownym atmosfera w Chiang Mai nie jest najzdrowsza, zwłaszcza w okresie wiosennego wypalania traw - koncentracja pyłu w powietrzu jest wtedy na poziomie przekraczającym jakiekolwiek normy.


Jednak wracając do pozytywów, to będąc w Chiang Mai można delektować się zarówno potrawami kuchni "ogólnotajskiej", takimi jak pad thai (zasmażany makaron z kiełkami, jajkiem, tofu i kurczakiem lub krewetkami), som yum (bardzo ostra sałatka z niedojrzałej, a więc chrupkiej papai) czy różnego rodzaju curry, w tym najlepsze (i najostrzejsze) zielone. Ale łagodniejszy klimat północnej Tajlandii powoduje, że uprawia się tu więcej znanych z Europy warzyw, co ma odzwierciedlenie w kuchni. Typową lokalną potrawą jest khao soi kai, zupa z gotowanym i zasmażanym makaronem, pastą z chili, warzywami i kurczakiem.


Warto też odwiedzić jedną z licznych garkuchni z potrawami z Mjanmy - w Chiang Mai mieszkało i nadal mieszka wielu uchodźców i migrantów z tego kraju. Najlepsze dania serwuje restauracja przy Nimmanie, gdzie można zjeść doskonałą sałatkę z liści tamaryndowca czy birmańskie odmiany curry, zdecydowanie bardziej przypominające kuchnię indyjską niż tajską.

Chiang Mai nie istnieje też bez kawy. Choć Tajlandia nie jest tak znanym producentem tych ziaren jak Indonezja czy Wietnam, to jakością zdecydowanie im nie ustępuje. Ponieważ większość tajskiej kawy uprawia się właśnie w okolicy Chiang Mai, a liczni ekspaci chętnie przesiadują w kawiarniach, przybytków z doskonałym naparem z lokalnie uprawianych ziaren nie brakuje. W okolicy Nimmanu warto polecić szczególnie Ristr8to, gdzie pracują wielokrotnie nagradzani na świecie bariści.


Po dniu zwiedzania czy pracy warto skorzystać z jednego z niezliczonych zakładów masażu. Chiang Mai to centrum tradycyjnego masażu tajskiego, który - co warto podkreślić - jest raczej bolesny niż przyjemny, ale za to naprawdę pomaga na spięte mięśnie czy obolałe stawy. Nawet najtańsze masaże, kosztujące 200 bahtów (ok. 22 zł) za godzinę, są na dobrym poziomie, choć oczywiście można iść też do spa za kilka tysięcy bahtów.

Informacje praktyczne

Kraj: Tajlandia

Język: tajski i północno-tajski. Angielski rozumiany na podstawowym poziomie w miejscach turystycznych i zupełnie nieznany poza nimi. Z Tajami zawsze da się porozumieć za pomocą gestów i uśmiechu.

Waluta: baht. 10 THB = ok. 1,1 zł. Bankomaty są powszechnie dostępne, ale wszystkie, niezależnie od banku i kwoty wypłaty, doliczają 200 bahtów opłaty za wypłatę. Dlatego lepiej wypłacać pieniądze rzadziej, ale w większych kwotach. Tajskie banknoty z wizerunkiem króla Bhumibola są traktowane tak jak wszystkie portrety monarchy jako święte - pod żadnym pozorem nie wolno ich nadmiernie zginać, drzeć, pisać na nich czy przydeptywać (dotyczy także monet).

Wiza: Polacy mogą przebywać w Tajlandii w celach turystycznych do 30 dni bez wizy, na podstawie pieczątki w paszporcie uzyskiwanej na lotnisku (15 dni w przypadku wjazdu drogą lądową), odnawialnej formalnie bez ograniczeń - wystarczy nawet na chwilę opuścić kraj i powrócić. Można wyrobić 60-dniową wizę turystyczną jednokrotnego wjazdu (przed wylotem), którą można przedłużyć o kolejnych 30 dni.


Dojazd: Do Chiang Mai z Polski zdecydowanie najłatwiej i najtaniej dolecieć Qatar Airways z przesiadką w Dosze. Do miasta nie latają przewoźnicy europejscy, a Thai Airways z przesiadką w Bangkoku z kolei nie lata do Polski. Dobrym rozwiązaniem jest dolot do Bangkoku i podróż komfortowym nocnym pociągiem lub samolotem do Chiang Mai. Bilety lotnicze w obrębie Tajlandii (np. Thai AirAsia, Thai Lion Air, Thai Smile) można bez problemu kupić za równowartość 150 zł. Pociąg kosztuje mniej, jedzie kilkanaście godzin, ale jest bardzo komfortowy.

Zakwaterowanie: baza hotelowa w Chiangi jest rozwinięta i obejmuje zarówno luksusowe hotele, butikowe pensjonaty, jak i tanie hostele. W tych ostatnich nocleg można bez problemu znaleźć za mniej niż 1000 bahtów za noc. Przy pobycie dłuższym niż miesiąc warto wynająć mieszkanie - koszt kawalerki w jednym z apartamentowców to w zależności od standardu od 6000 do 20000 bahtów miesięcznie.

Transport: po mieście najłatwiej przemieszczać się wynajętym skuterem lub rowerem. Skuter na miesiąc można wynająć za 2500-3000 bahtów. Na ulicach jest niebezpiecznie, obowiązuje ruch lewostronny - trzeba zachować najwyższą uwagę. Transport publiczny to jedynie zbiorowe taksówki songthaew, normalne taksówki oraz tuk tuki. Przejazd songthaew kursującą po stałej trasie kosztuje 20 bahtów. Tuk tukiem w obrębie miasta pojedziemy za ok. 80-100 bahtów po ostrych negocjacjach.

Koszty życia: posiłek w tajskiej restauracji ulicznej to 40-80 bahtów, w normalnej restauracji - 150-200 bahtów za danie główne. W restauracjach z kuchnią międzynarodową trzeba zapłacić 250-350 bahtów za danie główne.

Uwagi praktyczne: W Chiang Mai nie występuje malaria, ale zdarzają się przypadki dengi - należy stosować repelenty z substancją DEET. Woda wodociągowa jest filtrowana i nadaje się do picia oraz mycia zębów, ale w starszych budynkach problemem są słabo utrzymywane rury oraz zbiorniki - lepiej pić wodę butelkowaną. W Tajlandii warto zaopatrzyć się w lokalną kartę SIM, dostępną na lotniskach i w sklepach (np. 7Eleven). Pakiet danych na kilkanaście dni kosztuje zwykle nie więcej niż 200-300 bahtów.


fot. Dominik Sipinski
grafika Dominik Sipinski

Ostatnie komentarze

gość_71290 2017-12-31 16:38   
gość_71290 - Profil gość_71290
Najlepsze miasto w Tajlandii. Dodatkowe atrakcje to swieta Songkran i Loi Krathong, szczegolnie obchodzine w Chiang Mai
 - Profil gość
Reklama
Kup bilet Więcej
dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Wizy
Rezerwuj hotel
Wizy
Okazje z lotniska

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy